rok 2011, oczami Nialla
- Mógłbyś się w końcu skupić? - nie mogłem. Nogi miałem jak z waty, a serce biło coraz szybciej. Muzyka wciąż grała, chłopcy wpatrywali się we mnie z wyraźną niecierpliwością, a ja nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.
- Dobra, zróbmy przerwę. - zarządził Louis. Muzyka ucichła.
- Serio? Który to już raz? - zdenerwował się mężczyzna w garniturze. Zdjąłem słuchawki i szybkim krokiem wyszedłem z pomieszczenia.
- Postaraj się go zrozumieć... - Liam jak zwykle postanowił stanąć w mojej obronie. Nie usłyszałem jednak dalszej rozmowy. Zdążyłem tylko trzasnąć drzwiami, a po chwili, drżąc, skuliłem się na sofie. To takie frustrujące, rozklejać się za każdym razem, przy nagrywaniu jednej piosenki. Chłopcy, pomimo tego, że już chyba zdążyli do tego przywyknąć, byli zapewne bardzo zdenerwowani, ale przecież to nie oni w tych chwilach bili się z własnymi myślami, starając się pojąć całą tą popieprzoną sytuację. Weź się w garść, Niall, powtarzałem sobie w myślach.
- Dobra, mogłem to zrozumieć za pierwszym, drugim i nawet trzecim razem.. - prychnąłem tylko. To nie prawda, że rozumiał. Żaden z nich nigdy nie zrozumie.
- Dlaczego zawsze musisz spieprzyć przy Rock me? - Zayn usiadł obok mnie, a ja posłałem mu piorunujące spojrzenie. Nie odpowiedziałem. Ile jeszcze razy miałbym powtarzać, że nad tym nie panuję? - Musimy to w końcu nagrać. - dodał cicho. Już wiedział jak bardzo mnie zdenerwował.
- Czy Ty w ogóle myślisz o tym, co czuję? - czasem miałem wrażenie, że im wszystkim zależy tylko na sławie.
- Ile można się nad sobą użalać? - wstałem z sofy i na chwilę ukryłem twarz w dłoniach. Jak mógł coś takiego powiedzieć?
- Mógłbym Ci teraz przypomnieć, jak przeżywałeś zwykłe zerwanie. - chłopak zmieszał się. Wszyscy pamiętaliśmy, jak nie chciał opuszczać ścian swojego pokoju, a bądźmy szczerzy, jego sytuacja była niczym, w porównaniu do tego, przez co przechodzę.
- Przestańcie. - wtrącił Liam. - Kłótnie do niczego nie doprowadzą. - spojrzał na Zayna, po czym przeniósł wzrok na mnie, okazując mi współczucie. - Niall.. - zaczął niepewnie. - Wiesz, że zawsze trzymam Twoją stronę, ale naprawdę musimy w końcu skończyć nagrywanie. - powiedział spokojnie. - Mamy termin na wydanie płyty..
- Chrzanić płytę! - wybuchłem. - Moglibyśmy skończyć już dawno, to był Wasz pomysł żeby ta piosenka się na niej znalazła. - przypomniałem im.
- Sam ją napisałeś. - napomknął Harry.
- Ale nie chciałem jej wydać. - chłopcy posłali sobie zdziwione spojrzenia, chociaż przerabialiśmy już ten temat setki razy.
- Więc po co w ogóle..
- Dla uczuć. - przerwałem mu. - Dla uczuć, nie dla pieniędzy. Ale Ty nie wiesz jak to jest, prawda? - spytałem z przekąsem.
- O co Ci znowu chodzi? - nie rozumiał Zayn. Czyżby znowu wszyscy byli przeciwko mnie?
- Po co przejmować się czyimiś uczuciami, skoro można dobrze zarobić. Dlaczego nie powiecie tego wprost? - Chłopcy chyba poczuli się nieco urażeni, i jakby nagle coś w nich pękło. Opadłem na kanapę, a najbliższy mi członek zespołu szepnął coś do pozostałych. Kiedy wyszli, usiadł obok mnie.
- Słuchaj.. - zaczął. - Nie pomyślałeś o tym, że jest szansa, że ona to usłyszy? - pokręciłem głową, przecierając już prawie wilgotne oczy.
- Co z tego? - westchnąłem głośno, spoglądając na mojego przyjaciela. - Liam, ona nie ma pojęcia... - nie dokończyłem, bo nienawidziłem słów, które w tym momencie miały wyjść z moich ust. Za każdym razem, gdy z nich wypływały, coś miażdżyło moje obolałe już serce. Czy to możliwe, że tyle razy pękało od nowa?
- Ale to może rozbudzić w niej przeróżne uczucia. Nie chciałbyś mieć tej satysfakcji? - chciałbym. Gdybym tylko miał pewność, że tego posłucha. Chociaż z drugiej strony..
- Jakie uczucia? - westchnąłem załamany. - Pamiętasz, gdy przedstawiłem Ci tę piosenkę po raz pierwszy? - Liam pokiwał głową. - Byłem z niej naprawdę dumny. Byłem, ale teraz, kiedy ten idiota zmienił całą muzykę i dodał ten śmieszny refren.. Ludzie będą się przy niej bawić, nie płakać. Straciła całą wartość.. - ponownie ukryłem twarz w dłoniach. Liam poklepał mnie po plecach.
- Wiesz, że jest mi naprawdę bardzo przykro, że przez to wszystko przechodzisz. Minęło już tyle czasu, ciągle mam nadzieję, że w końcu się pozbierasz. Jest mi trudno, kiedy widzę Cię w takim stanie, chociaż wiem, że mój ból jest niczym w porównaniu do Twojego.. - kocham Liama jak własnego brata. Kocham go za to, że jako jedyny jest taki szczery, że tak o mnie dba. I chociaż nigdy nie zrozumie, co czuję, doceniam to, że zamiast, jak wszyscy, starać się, bym zapomniał, po prostu z dnia na dzień coraz bardziej wczuwa się w moje cierpienie. Zaakceptował to, że nie potrafię wyrzucić tego z mojej głowy i po prostu jest przy mnie.
- To tak bardzo boli. - wyszeptałem załamany. Nie powstrzymywałem łez. Przy nim nie musiałem.
- Wiem, Niall. Ale jesteś bardzo silny. - chłopak przytulił mnie i po prostu czekał, aż się uspokoję. Nie śpieszyłem się. Starannie analizowałem każde wspomnienie i pozwalałem wypływać mu na zewnątrz. Wiedziałem, że muszę to zrobić teraz, bo tylko w takich chwilach, przy nim, mogłem rozkleić się i nie przejmować, że ktokolwiek weźmie mnie za zwykłego mazgaja. Nikt nawet nie dowie się, w jakim stanie właśnie się znajduję. Kiedy stąd wyjdę, będę mógł znów być twardzielem. - To dobrze, że zobaczysz się z Justinem. - stwierdził Liam, kiedy moje policzki były już suche. - Potrzebujesz rozmowy z nim. - pokiwałem głową i skierowałem się w stronę drzwi.
- Dzięki. - rzuciłem w stronę chłopaka, kiedy już pojawił się obok mnie. Wziąłem głęboki wdech, przykleiłem uśmiech i razem weszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowała się reszta zespołu.
- Kopę lat. - mruknąłem, podając szatynowi rękę. - Marnie wyglądasz. - dodałem, siadając przy barze.
- Ja? Patrzyłeś ostatnio w lustro? - dziwne, ostatnio ciągle zdają mi te pytanie.
- Na początek sześć. - rzuciłem do wysokiego mężczyzny za barem. Dziwnie na mnie spojrzał, ale nie poprosił o żaden dowód tożsamości. Na chwilę zapanowała cisza. Nasze relacje nigdy nie były zbyt dobre, ale od tamtego wydarzenia, przedstawiają się jeszcze gorzej. Do tej pory nie wiem, dlaczego zgodziłem się na te spotkanie, ale podobno musiałem porozmawiać z nim, zanim pojedzie w trasę.
- Chłopaki mówili, że strasznie ciężką z Tobą pracować. - odezwał się Justin, kiedy postawiono przede mną sześć kieliszków wypełnionych alkoholem. Nie odpowiedziałem. - Tak jakbym to ja miał Ci pomóc. - chyba miałem tego nie usłyszeć.
- Nie potrzebuję pomocy. - warknąłem. - Zwłaszcza Twojej pomocy. - powiedziawszy to, wlałem w siebie zamówioną wódkę.
- Od kiedy pijesz? - spytał chłopak.
- A od kiedy Cię to obchodzi? - spojrzałem na niego, wyczekując odpowiedzi, ale tylko westchnął, przeczesując palcami włosy. Jeśli tak właśnie ma wyglądać nasza rozmowa, to dziękuję.
- Dobra, skończmy tą szopkę. - mruknąłem, wyciągając z kieszeni jeansów kilka banknotów.
- Twoi przyjaciele naprawdę się o Ciebie martwią..
- Powiem im, że bardzo podniosłeś mnie na duchu. - uśmiechnąłem się sarkastycznie i już chciałem wstać, by skierować się ku wyjściu, ale Justin położył mi rękę na ramieniu.
- Nie wiedzą jak Ci pomóc..
- A Ty wiesz? - znowu mu przerwałem, tym razem, ze zdziwieniem unosząc brwi do góry.
- Nie. - przyznał szczerze, bawiąc się swoimi dłońmi.
- Tak myślałem. - szepnąłem, ruszając w stronę drzwi.
- Niall, ona nie wróci! - krzyknął za mną Justin. Odwróciłem się w jego stronę, czując jak potworny ból przeszywa całe moje ciało. - Ona nie wróci. - powtórzył. - Nigdy. - dodał dobitnie. Zaśmiałem się ironicznie.
- To zabawne, bo myślałem, że nigdy nie mówisz nigdy. - szatyn, ignorując moje słowa, poklepał miejsce obok siebie i chociaż chciałem już wrócić do domu, coś sprawiło, że jednak zostałem. Justin zamówił piwo, a kiedy już je otrzymał, ponownie się odezwał. - Jest ciężko, ale życie idzie dalej, a Ty musisz iść wraz z nim.
- Bez przesady. - oburzyłem się. - Nie zachowuję się aż tak tragicznie. Wciąż pracuję, biorę udział w koncertach i spotkaniach z fanami, a w międzyczasie nagrywamy z chłopakami nową płytę. - pominąłem to, że żadne z tych czynności nie daje mi żadnej satysfakcji.
- A co poza tym? - burknął chłopak. - Co robisz poza tym, że kierujesz ludźmi i przeliczasz pieniądze? - szatyn spojrzał na mnie z miną niewyrażającą żadnych uczuć.
- To w końcu jest coś nie tak ze mną, czy z Wami? Chłopakom przeszkadza, kiedy nie potrafię pracować, a Tobie to, że pracuję za dużo? - pogratulować toku myślenia. Pokręciłem głową, po czym oparłem ją na dłoni, wpatrując się tępo w blat.
- Tu nie chodzi o Twoją pracę, tylko o to, że się zmieniłeś. - usłyszałem nagle. - Poza tym żadna z wykonywanych przez Ciebie czynności nie ma dla Ciebie najmniejszego sensu. - no to znalazła się idealna osoba, aby mnie oceniać.
- Cieszę się, że u Ciebie wszystko w porządku. - warknąłem. Justin głośno westchnął.
- Tu nie chodzi o mnie, tylko o Ciebie. Mijają lata, a Twój stan wcale się nie polepsza. On nawet nie stoi w miejscu. Z miesiąca na miesiąc zachowujesz się coraz gorzej. Tak nie może być, rozumiesz? - cholera, czy oni wszyscy muszą robić z tego wielkie halo? Ja nawet nie okazuję mojego załamania. Uśmiecham się do zdjęć, wychodzę z chłopakami na miasto, nie jestem obojętny na żadne czynniki i zachowuję się jak normalny człowiek, ale okazuje się, że i tak mam się zmienić..
- Bo? - zwróciłem się do szatyna, który właśnie dokończył swoje piwo.
- Bo to nie jest coś, co możesz naprawić! - kiedy podniósł głos, wszyscy na nas spojrzeli, ale chłopak nie ukrywał swojego zdenerwowania. - Nigdy nie wrócisz do przeszłości. Nie ma nic, co mógłbyś zrobić, by coś zmienić. Nie cofniesz tego, co się wydarzyło. Po prostu się z tym pogódź. - jego słowa raniły jak noże, które równie dobrze mógł właśnie wbijać w moje serce. Ukryłem twarz w dłoniach, wiedząc, że nie mogę się rozpłakać. Chociaż doskonale wiedziałem, że chłopak miał rację, nie potrafiłem się z tym pogodzić. I chociaż nie miałem prawa mieć żadnych nadziei, coś sprawiało, że byłem nimi przepełniony. Na co innego mógłbym liczyć? Usłyszałem ciche westchnięcie. - Masz przed sobą całe życie, ona też. - dokończył. - Czy nie to powinno być najważniejsze? - oczywiście, że powinno. I było. Tylko dlaczego cała rozmowa wydawała mi się być jedną, wielką ironią? Ah, dlatego, że Justin mówiąc do mnie, tak naprawdę przekonywał o tym wszystkim sam siebie.
- Dlaczego to akurat Ty masz mi to uświadamiać? - spytałem, wbijając w niego wzrok.
- Bo tylko ja Cię rozumiem. - odpowiedział cicho.
- Gówno rozumiesz. - syknąłem, zaciskając pięści. - Ty na to wszystko pozwoliłeś. - szatyn spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Moje słowa najwyraźniej go zabolały.
- A miałem inne wyjście? - spytał podłamanym głosem. Patrząc na jego minę, zrobiło mi się niemalże przykro. Wiedziałem, że przesadziłem. Pomimo wszystko, nie miałem najmniejszego prawa, by zrzucać na niego winę.
- Ja.. - chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi gestem ręki.
- Myślisz, że chciałem jej zaszkodzić? Dobrze wiesz, że to wszystko tylko dla jej dobra. Ani razu nie pomyślałem o tym, jak się z tym będę czuł, rozumiesz? Ani jednego, pieprzonego razu. - powiedział przez zaciśnięte zęby. Chłopak w odróżnieniu ode mnie, nie starał się zatrzymywać łez. Chociaż nie płakał, zauważyłem, że jego oczy są wilgotne. - A czuję się źle, wiesz? To jest okropne.. Myśleć o tym, a później widzieć.. - głos całkowicie mu się załamał i chociaż nie dokończył swojej myśli, doskonale wiedziałem o co mu chodzi.
- Przepraszam. - szepnąłem, ale zignorował to, co powiedziałem.
- Ona może być szczęśliwa..
- Ale? - Justin podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Nie może się dowiedzieć. Nie może do tego wracać. Nigdy. - to dziwne, widzieć, że ranią go jego własne słowa.
- Do czego dążysz? - spytałem prosto. Chciałem już zostać sam. Iść do domu i może nawet spędzić kolejną, bezsenną noc. Ważne, aby pozostać tylko z własnymi, rozdzierającymi mnie myślami.
- Żadne z nas nie może jej nigdy przeszkodzić w prowadzeniu nowego życia. Nieważne co się stanie. - nawet gdybym chciał stanąć na jej drodze, to niemożliwe. Nigdy nie będę miał takiej szansy. I chociaż było mi z tego powodu cholernie źle, zgodziłem się ze słowami Justina, który właśnie wyciągnął w moją stronę rękę. Uścisnąłem jego dłoń. - Lepiej już pójdę. - westchnął. - Podrzucić Cię? - spytał, wstając. Pokręciłem przecząco głową. - Trzymaj się, Niall. I również zacznij w końcu od nowa. - rzucił na odchodne. Pociągnąłem się za włosy.
- Jeszcze jedną kolejkę! - zawołałem do barmana, po czym ukrywając twarz w dłoniach, pozwoliłem swojej frustracji wypłynąć na zewnątrz. Tęsknota boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz