środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział Drugi

rok 2013, oczami Cheryl



Mijają tygodnie, a każdego ranka budzę się ze strachem. Mijają miesiące, a każdy dzień, niezależnie od tego, gdzie go spędzam, pozbawiony jest jakiegokolwiek sensu. Mijają lata, a każdej nocy zadaję sobie te same pytania. Ile z tego co mi mówią jest prawdą? Jakim człowiekiem tak naprawdę jestem? Albo jakim powinnam być? Czy mogę od nowa zaufać ludziom? I czy w ogóle kiedyś im ufałam? Wciąż zwracam się do Boga, mając nadzieję, że mi pomoże. Obrócił mojego życie o sto osiemdziesiąt stopni, ale co dalej? Zrobił to, bym mogła zacząć od nowa, od zera, czy po to, abym zrozumiała, biorąc pod uwagę przeszłość, co w życiu powinno być najważniejszą wartością? Za dużo schodów, za dużo czasu, za dużo niepewności, za dużo pytań. Za mało bliskości, za mało szczerości, za mało odpowiedzi. Za mało życia. Chyba mam ochotę krzyczeć. Milczę. Chcę iść na przód, ale nie potrafię stawiać kroków. I tylko czasem za dużo się uśmiecham, bo nie wiem, czy jestem pesymistką. I tylko czasem za dużo płaczę, bo nie wiem, czy jestem silna. I patrzę na ludzi, których bolą wspomnienia i jestem zła, kiedy mówią, że chcą się ich pozbyć. Tak bardzo im zazdroszczę. Bo myśl o przeszłości może boleć, ale tylko ona może uczyć nas, jak być szczęśliwym człowiekiem. Dzięki wspomnieniom możemy eliminować błędy, wiedzieć jakich decyzji nie podejmować, a jakie mogą okazać się słuszne. Oni tego nie doceniają, nie mają pojęcia, jak głupi są, mówiąc, że chcieliby usunąć to wszystko ze swoich głów. Nie wiedzą jak bardzo byliby po tym zagubieni, nie wiedzą, że nie potrafiliby już odnaleźć się w tym pełnym pomieszania świecie. Nie wiedzą jak trudno byłoby im komukolwiek zaufać, że strach przepełniałby ich za każdym razem, gdy tylko ktoś pojawiłby się w pobliżu, a ich życie zwyczajnie stanęłoby w miejscu, bo po prostu baliby się wykonać jakikolwiek ruch. Co, jeśli znów by wszystko stracili? Po co wplatać w życie uczucia, po co funkcjonować skoro w jednej chwili wszystko może po prostu odejść? Wbijam paznokcie w skórę i próbuję się skupić, bo przez chwilę w mojej głowie znów krążą dziwne obrazy. Chwile z mojego życia, a może wyobrażenie lepszej przyszłości. Kim oni są i gdzie znajduje się miejsce, które przed chwilą miałam przed oczami? Cholera, zniknęło. Wszystko zniknęło i już nawet nie pamiętam co przed chwilą widziałam, o czym myślałam, a raczej o czym nie zdążyłam pomyśleć. Masuję głowę, aby pozbyć się pulsującego bólu, po czym wstaję z podłogi i kieruję się w stronę lustra. Przecieram wilgotne oczy i powtarzam sobie, że nie mogę płakać. Wpatruję się we własne odbicie, zastanawiam się, czym sobie na to zasłużyłam. I nie znam odpowiedzi, bo chyba nie znam życia. I chyba nie znam siebie. Przemywam twarz wodą, chcę ochłonąć. Jeszcze raz spoglądam w lustro, jestem zdenerwowana. Kieruję się w stronę drzwi, po czym wychodzę na szkolny korytarz. Dźwięk dzwonka. Hałas bardzo mi przeszkadza, chociaż nie wiem, czy chcę się na czymś skupić. Wokoło ludzie. Mnóstwo ludzi. A we mnie strach. Wychodzę z budynku. Spuszczam głowę w dół i mam nadzieję, że nikt na mnie nie patrzy. Czeka mnie długa, samotna droga do domu.


Sama nie wiem, ile czasu tak szłam, wypełniona zwyczajną pustką, ale jestem już na miejscu. Wchodzę do kuchni. Widzę ją i znów wydaje mi się, że jeszcze przed chwilą płakała. Patrzy na mnie, stara się być spokojna.
- Cześć. - witam się, tworząc na twarzy coś na kształt uśmiechu.
- Jak było w szkole? - mama zawsze zadaje to pytanie, chociaż od tylu miesięcy nie zmieniłam odpowiedzi.
- Dobrze. - i uwierzyła. Jak łatwo jest ją okłamać. I czuję się z tym źle, ale nie potrafię powiedzieć jej prawdy. I tak by nie zrozumiała. Automatycznie siadam przy stole i wiem, co zaraz powie.
- Masz jakieś plany na weekend? - nie.
- Umówiłam się na wieczór z koleżanką. - ma na imię rozpacz i nie odstępuje mnie na krok. Dalsza rozmowa potoczyła się tak, jak zwykle. Te same pytania, te same odpowiedzi. Idę do swojego pokoju. Od przeprowadzki minęło już trochę czasu, ale większość moich rzeczy nadal leży w kartonach. Z zakurzonego pudła wyciągam laptopa. Kładę go na biurku, aby wyglądał na jeszcze niedawno używany. Biorę do ręki szkicownik i czekam. Czekam, aż w mojej głowie pojawią się te obrazy, które sprawią, że zacznie boleć. Podoba mi się cisza. Pozwala mi się skupić. Nagle czuję te dziwne pulsowanie. Ołówek idzie w ruch. Krzywię się i zamykam oczy, ale nie przestaję rysować. Naokoło łąka. Słońce ma zamiar schować się za horyzontem. Wpatruję się w nie i jakbym czuła, że kąciki moich ust unoszą się właśnie ku górze. Patrzę przed siebie, ktoś idzie w moją stronę. Nie widzę jego twarzy, ale chyba się zawstydziłam. Spuszczam wzrok w dół i patrzę na dłonie. Moje dłonie. Zasłaniam twarz włosami, ale zaraz czuję czyjś dotyk. Delikatne palce odgarniają je z mojej twarzy. Zatykają ich kosmyki za moje ucho. Nie jestem zła. Chcę odwrócić wzrok, aby zobaczyć, kto pojawił się obok mnie. To koniec. Wszystko zniknęło. Wracam do rzeczywistości i wpatruję się w obraz, który narysowałam. Krajobraz jest piękny, ale on.. nie ma tam jego twarzy. Przewracam kartki w tył, wszędzie to samo. Patrzę na miejsca, ale nie mogę patrzeć na ludzi. Dlaczego wszystko znika, kiedy chcę ujrzeć ich twarze? Kładę się na łóżku i przecieram twarz dłońmi. Po jakimś czasie do moich uszu dobiega krzyk mamy.
- Kochanie, o której wychodzisz? - pyta.
- Za chwilę. - wstaję i wyglądam przez okno. Zaczyna się ściemniać. Boję się ciemności, jest taka nieprzewidywalna. Mimo to, zakładam buty i wychodzę na zewnątrz. Przechadzam się uliczkami miasta. Widzę kilka przyjaciółek, które sądząc po ubiorze, wybierają się na imprezę. Widzę pary, które spędzają spokojny wieczór we dwoje. Wyobrażam sobie, że też nie jestem sama, że ktoś idzie obok mnie, próbuje mnie rozśmieszyć, czy trzyma za rękę. I znów nie rozumiem, dlaczego odpycham ludzi, przecież nienawidzę tej pustki. Przecież chcę mieć kogoś u mojego boku. Kogoś, kto ze mną porozmawia, komu będę mogła zaufać. Kogoś, kto po prostu będzie. Ale nie potrafię przywiązać się do nikogo, kogo do tej pory napotykam na swej drodze, bo kiedy tylko o tym myślę, tak jak teraz, w mojej głowie pojawia się ten dziwny głos. I mówi, że na mnie czeka. Mówi, że muszę być cierpliwa. Prosi, abym go nie opuszczała i obiecuje, że pomimo wszystko się odnajdziemy. Siadam na ławce i spoglądam na zegarek. Mama powinna zaraz zasnąć. Z torby wyciągam pamiętnik.

"Drogi Boże,
Jestem smutna, ale to już zapewne wiesz. Nie przejmuj się, to zaraz minie.
Wiesz.. chcę coś zmienić. Z dnia na dzień coraz bardziej rozumiem, że nie mogę tak dłużej funkcjonować, bo przecież kiedyś też będę miała wspomnienia, a nie chcę, patrząc wstecz, widzieć siebie tak samotnej, tak zagubionej. Jest ciężko, ale chyba muszę być silna. Jeszcze tego nie potrafię, to znaczy, nie tak jakbym chciała, ale zwracam się do Ciebie z pewną prośbą. Po prostu daj mi znak. Czy warto?"

Słyszę, że ktoś zmierza w moją stronę i już po chwili słyszę męski głos.
- Co robisz tutaj sama, o tej porze? - pyta. Wydaje się być miły. Jest niebezpieczny, mówi ktoś. Rozglądam się, ale nie widzę nikogo, oprócz oczekującego odpowiedzi mężczyzny.
- Umówiłam się z koleżankami. - głos mi się trzęsie.
- Może dotrzymać Ci towarzystwa? - zbliża się. Spójrz naprzeciwko, słyszę. Patrzę, widzę kilka dziewczyn. Idź za nimi, i już rozumiem.
- Dziękuję, nie trzeba. Już idą. - szybkim krokiem oddalam się i zostawiam niebezpieczeństwo za sobą, udając, że dołączam do grupy. Kiedy się odwracam i go nie widzę, skręcam do domu. I dziękuję głosowi, który mnie obronił. Znowu. Drzwi otwieram powoli, wślizguję się przez nie jak mysz. Jest ciemno i cicho. Mama śpi. Wstrzymuję oddech i zmierzam do swojego pokoju. Chwytam rozciągnięty dres i wchodzę do łazienki. Zimny prysznic orzeźwia zmęczony umysł. Starannie szczotkuję zęby, nie śpieszy mi się do łóżka. Jeszcze przez chwilę wpatruję się w lustro, chociaż nie lubię swojego obicia. Ubieram się i z cichym westchnięciem wychodzę na balkon. Jest chłodno. Wpatruję się w gwiazdy. - Dobranoc. - szepczę. Zawsze to mówię, chociaż nie wiem do kogo, nie wiem dlaczego, ale przysięgam, że wtedy czuję się lepiej. To tak, jakbym wierzyła, że jest na świecie ktoś, kto tego potrzebuje. Kierując się do łóżka, unoszę kąciki ust ku górze, bo w takich chwilach nie rozumiem sama siebie. Zamykam oczy...


Widzę siebie, ale nie jestem sama.
- Witaj. - odezwał się szatyn.
- To znowu Ty. - na mojej twarzy pojawia się niepewny uśmiech. - Jesteś dziś jakiś inny. - mówię cicho, zauważając na jego twarzy radość.
- To znaczy? - nie rozumie. Albo udaje, że nie rozumie. Jestem pewna, że wie o co mi chodzi, nawet lepiej ode mnie. Bo nie od dziś wiem, że coś ukrywa.
- Szczęśliwy? - sama nie wiem, czy to dobre określenie, ale kiedy patrzę w jego błyszczące oczy, widzę, że emanują podekscytowaniem.
- Warto. - mówi tylko, a jego twarz poważnieje. Nagle zaczynam po prostu płakać. - Nie bądź smutna, to będzie dobre. - chłopak tuli mnie, głaskając po włosach.
- Potrzebuję Cię. - dlaczego mu to mówię? Mam mieszane uczucia. Czuję się dziwnie w jego ramionach, ale kiedy mnie z nich wypuszcza, część mnie cierpi.
- Już niedługo. - szepcze, a ja nie wiem o co mu chodzi. Posyłam mu pytające spojrzenie, ale nie odpowiada, chociaż kąciki jego ust unoszą się ku górze. - Uda się, ale obiecaj mi coś. - poprosił.
- Co tylko zechcesz. - chłopak kładzie mi rękę na piersi.
- Podążaj za swoim sercem. - gdyby tylko wiedział, że moje serce jest bardzo ciche..
- To trudne. - szatyn pokręcił przecząco głową. - Nie wiem czy dam sobie radę.
- Nie mogę Ci pomóc. Jeszcze nie.
- A to niby co ma znaczyć? - nie rozumiem co znaczy jeszcze?
- Muszę już iść. - chce odejść, ale łapię go za rękę. Czuję, że mi go brakuje. - My też za Tobą tęsknimy. - w jego oczach pojawia się żal.
- My? - co oznacza liczba mnoga?
- Jemu też jest bez Ciebie ciężko. - komu, do cholery? Dlaczego nigdy nie mówi wystarczająco jasno? - Myślę, że chciałby, abyś to wiedziała..
- A nie chciałby, abym wiedziała o kim mówisz? - niemalże warczę. Z moich oczu wciąż wypływa mnóstwo łez. To nie pierwszy raz, kiedy cała sytuacja mnie przerasta.
- Muszę iść.. - zaczął odchodzić w stronę ciemności.
- Zaczekaj! - krzyczę, ruszając za nim. Nie mogę pozwolić mu odejść, nie w takiej chwili.
- Przepraszam.. - szepnął jeszcze i po prostu zniknął.


Budzę się z płaczem. Dlaczego ludzie nie potrafią kontrolować swoich snów? Dlaczego ten chłopak mnie nawiedza? Dlaczego mówił, że tęskni, skoro mnie nie zna? Dlaczego wspomniał o kimś jeszcze? I dlaczego nic z tego nie rozumiem? Wgryzam się w poduszkę, nie chcę zacząć krzyczeć. Nie wiem jeszcze co i jak zrobię, ale go odnajdę. I odnajdę siebie. Mam zamiar podążać za swoim sercem.

5 komentarzy:

  1. oja, to jest tak bardzo tajemnicze i wciągające, już się nie mogę doczekać dalszych części <3

    opowiadanie-onedirection-rockme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest tak fantastyczny i wciągający, że chce jeszcze więcej ! :)
    Mimo, że są dopiero dwa rozdziały to już się zakochałam w tym opowiadaniu. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów i życzę Ci weny <3
    @___swaggie___

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest nadal tajemniczy, co bardzo mi się podoba. Ciekawy i daje do myślenia, po prostu świetny, jestem ciekawa kim był ten chłopak co nawiedzał ją w śnie, i te "my". Jestem bardzo zainteresowana co wydarzy się dalej i z niecierpliwością czekam na nn ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. oh, powoli ogarniam o co chodzi. tak mi się zdaje, chociaż... nie, nadal nie wiem co tuta jest grane. wszystko opisujesz tak genialnie, brak mi słów. mogę tylko zazdrościć :_

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ogarniam do końca o co chodzi, ale i tak cholernie mi się to podoba. Czekam na więcej, jestem strasznie ciekawa co będzie dalej.
    + http://ohwilliamsburg.blogspot.com - prolog. Zapraszam. (;

    OdpowiedzUsuń