Wydaje mi się, że od tego rozdziału będzie trochę nudno, za co z góry przepraszam.
Wyjątkowo słoneczny dzień, śpiew ptaków, a co najważniejsze, sobota. W kuchni powitała mnie miska moich ulubionych płatków, a mama nie ukrywała swojego dobrego humoru. Czego chcieć więcej? No, poza tym, że brakowało mi taty, a minimum kontaktów towarzyskich zaczynało stawać się nie do zniesienia. Zasiadłam do śniadania, tym samym starając się pozbyć wszystkich negatywnych myśli.
- Jak się spało? - spytała moja rodzicielka, zasiadając przy stole z filiżanką kawy.
- Całkiem dobrze. - postanowiłam nie wypowiadać się na temat męczących snów. - A Tobie? - mama uśmiechnęła się w moją stronę.
- Miło, dziękuję. - nagle zdałam sobie sprawę, że..
- Dlaczego nie jesteś w pracy? Do tej pory nie miałaś wolnych sobót. - zauważyłam. Na chwilę zapadło milczenie.
- Pamiętasz jak rozmawiałyśmy o miejscach, które chciałybyśmy odwiedzić? - no tak, to rzeczywiście wiele mi powiedziało. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Co to ma do rzeczy? - nie rozumiałam. Mama westchnęła i przyjrzała mi się uważnie.
- Domyślisz się o co mi chodzi jeśli powiem, że nie spędzisz tu swoich urodzin? - wywróciłam oczami.
- Raczej nie zabierasz mnie na wakacje, bo rok szkolny jeszcze się nie skończył, a nie pozwoliłabyś mi na opuszczanie szkoły. I chyba nic innego nie przychodzi mi do głowy. - zastanowiłam się przez chwilę. Nie, nic nie wymyślę. - Mamo?
- Kiedyś bardzo chciałaś zamieszkać w Los Angeles. - wielkie halo. Chciałam też mieszkać w Nowym Jorku, Kalifornii i Tokio. Chociaż w sumie, te życzenia się spełniły. - Widzisz.. - moja rodzicielka przerwała moje rozmyślenia, ale chyba nadal nie wiedziała jak ubrać w słowa to, co ma zamiar mi powiedzieć.
- Oh, po prostu to z siebie wyrzuć. - poprosiłam, nabierając na łyżkę pozostałe w misce mleko.
- Otóż możemy wyjechać do Los Angeles.. - zaczęła. - Zaraz po tym, jak opuścimy Kanadę. - że co? Spojrzałam na nią jak na kosmitę.
- Chyba nie rozumiem. - mruknęłam.
- Kupiłam dom w Toronto. - powiedziała szybko, a ja wyplułam zawartość mojej buzi na stół. Nie mam pojęcia czemu, ale pomimo tego, że często się przeprowadzałyśmy, i tak tego się nie spodziewałam.
- Wszystko w porządku? - mama była chyba trochę przestraszona.
- Tak, tak. Daj mi minutkę. - poprosiłam, robiąc głęboki wdech. Moja prośba do Boga, wczorajszy sen, decyzja o przeprowadzce. To musi być ze sobą powiązane. - Dlaczego tego ze mną nie uzgodniłaś? - spytałam po chwili.
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę. - pokręciłam głową. W sumie to nie pierwszy raz. - Masz coś przeciw przeprowadzce? - wzruszyłam ramionami.
- Chyba nie. Już się przyzwyczaiłam. - mruknęłam niechętnie.
- Więc co Cię gryzie? - moja rodzicielka usiadła na krześle obok mnie.
- Sama nie wiem. - nie chciałam jej mówić o zaciśniętym z nerwów żołądku. Nie chciałam jej mówić, że codziennie piszę listy do Boga. - Znów pójdę do nowej szkoły i te sprawy. - westchnęłam cicho.
- Czy kiedykolwiek wynikły z tego jakieś problemy? Dasz sobie radę. - uśmiechnęłam się tylko. - I lubisz poznawać nowe miejsca.
- Racja, ale wiesz.. Czasem myślę o tym, że chciałabym coś w swoim życiu zmienić. - tyle chyba mogłam zdradzić. Tylko dlaczego po tych słowach, na jej twarz wstąpił ten grymas?
- To będzie dla Ciebie świetna okazja. - albo mi się wydawało, albo była nieco poddenerwowana.
- Powiesz mi kiedyś dlaczego? - spojrzałam na nią, mając nadzieję, że domyśli się o co mi chodzi, ale posłała mi pytające spojrzenie. - Dlaczego ciągle się przeprowadzamy? - teraz zapytałam wprost. Nawet jeśli ta sytuacja ma coś zmienić, ciągłe przeprowadzki nie były chyba normalne. Zmieszała się.
- Nigdy nie mówiłaś, że Ci to przeszkadza. - wymamrotała. Cóż, nigdy nie pytała.
- Bo nie przeszkadza, ale chcę wiedzieć co się za tym kryje. - wytłumaczyłam. Chciałam dostać kolejną wskazówkę, mieć kolejny element dziwnej układanki.
- Nie lubisz naszych podróży? - wywróciłam oczami.
- Oczywiście, że lubię, ale.. - ta wszystko zmieni. - Co, jeśli będę chciała gdzieś zostać na dłużej? - na chwilę zapanowała cisza. Moja rodzicielka chyba nawet nie miała zamiaru odpowiadać. Spuściła wzrok w dół. Zrezygnowana wstałam i postanowiłam zmyć naczynia, ale mnie powstrzymała. - No tak, Ty pewnie jesteś już spakowana. - zgadłam.
- Później przyjdę Ci pomóc. - obiecała, zabierając ze stołu miskę. - Kiedyś Ci powiem. - dodała ciszej. Uśmiechnęłam się lekko i ucałowałam ją w policzek, po czym pobiegłam do swojego pokoju. Mama, tak jak obiecała, przyszła żeby mi pomóc. Układałyśmy w walizkach kolejne ubrania, rozmawiając na wiele tematów. Do tej pory najgorszą rzeczą w przeprowadzkach było dla mnie pakowanie. Może dlatego, że jeszcze nigdy nie musiałam się z nikim żegnać.
"Drogi Boże,
to pierwszy raz, kiedy jeszcze przed wyjazdem mam w głowie kilka życzeń dotyczących mojego dalszego życia, ale póki co, proszę Cię tylko o bezpieczną podróż."
to pierwszy raz, kiedy jeszcze przed wyjazdem mam w głowie kilka życzeń dotyczących mojego dalszego życia, ale póki co, proszę Cię tylko o bezpieczną podróż."
Zamknęłam zeszyt i położyłam się do łóżka. Zazwyczaj myśl o tym, że spędzam ostatnią noc w jakimś miejscu, wcale mi nie przeszkadzała, ale tym razem było inaczej. Przewracałam się z boku na bok, zastanawiając się, czy to właśnie tego chce moje serce. I trochę się bałam, bo przecież nie mam żadnego planu. Jeden nieodpowiedni ruch i wszystko może legnąć w gruzach. Tak, chcę, aby nowe sytuacje mnie zaskakiwały, chcę w końcu zawrzeć nowe znajomości, chcę po prostu ułożyć sobie życie. Pierwszy raz poprosiłam, aby ten chłopak pojawił się w moim śnie. Musiałam go zobaczyć, usłyszeć, że to właśnie ten moment, w którym wszystko ma się zmienić, że podążam we właściwym kierunku. Ale nie przyszedł. To tak, jakby chciał, abym zdała się tylko i wyłącznie na siebie. I to właśnie było najgorsze.
Podróż jak podróż, nic specjalnego, ale kiedy stałyśmy już pod nowym domem, zaniemówiłam. Wyglądał jak ogromny, biały pałac i chociaż wolałam skromne posiadłości, bardzo mi się spodobał. Chociaż muszę przyznać, że widok domu sąsiadów również zapierał dech w piersiach. Kiedy spojrzałam w jego stronę, zauważyłam, że w jednym z okien poruszyła się zasłona. Niestety nie zobaczyłam twarzy ciekawego sąsiada. Mama z trudem wzięła swój bagaż i od razu skierowała się ku wejściu.
- Widzisz? Ja też potrafię zrobić wrażenie. - rzuciła, omijając mnie. Z uśmiechem na ustach, wyciągnęłam z samochodu swoje walizki i poszłam w jej ślady.
- No więc? - zwróciłam się do niej, stając w salonie, który swoją drogą był przepiękny.
- No co? - zaśmiała się.
- Zawsze po wejściu do salonu, mówisz mi, gdzie jest mój pokój. - przypomniałam. Rodzicielka zacisnęła usta.
- Pomyślałam, że tym razem postawimy na coś wspólnego. - wywróciłam oczami.
- Akurat.
- Nie wierzysz mi? - oburzyła się.
- Nie. - wyszczerzyłam zęby. - Oh, bądźmy poważne. - popukałam się w głowę. - Która matka chciałaby mieszkać w jednym pokoju z marudną nastolatką?
- Nie jesteś aż taka marudna. - zauważyła.
- Zapiszę to na liście rzeczy, które chcę zmienić. - obiecałam, na co obie się zaśmiałyśmy. - No więc? - powtórzyłam, niecierpliwiąc się, ale kiedy mama znów chciała zacząć się ze mną droczyć, przerwałam jej gestem ręki. - Zapewne pamiętałaś, że lubię wychodzić na balkon. - chwyciłam swój bagaż i pobiegłam na górę. Nie zawiodłam się. Kiedy otworzyłam drzwi, ponownie zaniemówiłam. Ciemne meble idealnie komponowały się z beżowymi ścianami. Na łóżku, stojącym przy jednej z nich zmieściłoby się co najmniej pięć osób i, o proszę, mam nową sztalugę! Tak, uwielbiam rysować i chyba nawet mogę uznać to za jedyny talent. Albo jedyny odkryty talent. Zaśmiałam się sama do siebie. Jeszcze do niedawna mama, pewna, że odziedziczyłam po niej zdolności muzyczne, wręcz zmuszała mnie do śpiewu, ale w końcu, po wielu moich odmowach, dała sobie spokój, a ja nadal wstydzę się otworzyć nawet sama przed sobą. Może kiedyś. Chwyciłam zestaw ołówków. Na razie to musi mi wystarczyć..
- Wychodzę! - krzyknęłam, zakładając na nogi moje ulubione vansy.
- Gdzie? - zaciekawiła się mama, wyłaniając się z kuchni.
- Chcę się trochę zapoznać z okolicą. - wyjaśniłam.
- Wróć na kolację. - pokiwałam głową i wyszłam z domu. Ustałam przed bramą. I co teraz? Zdecydowałam się na pójście w stronę pobliskiego parku. Plus za pogodę, minus za nieznośny ruch na ulicach. Kiedy już usiadłam na jednej z ławek, wyjęłam z torby szkicownik. Podkuliłam nogi, a ołówek poszedł w ruch. Jest w tym mieście coś, co sprawia, że wierzę w zmiany mojego życia. Tylko czy na lepsze? Przez myśli przebiegł strach. Sama nie wiem, czy powinnam angażować się w jakiekolwiek znajomości, czy jest sens przyzwyczajać się do tego miejsca. Od informacji o przeprowadzce nie dostałam żadnego znaku, a on nie przyszedł. Nie usłyszałam nawet żadnego głosu, więc skąd mam wiedzieć, czy to jest właśnie to, o co prosiłam? Nie wiem, co robić.. Wyjście ze skorupy może być niebezpieczne, ale tak naprawdę nie chcę wciąż w niej siedzieć. Gdyby każdy człowiek bał się zmian, świat raczej nie byłby lepszy.
- Ehm.. - usłyszałam nagle i aż podskoczyłam. Spoglądając w górę, zauważyłam nad sobą trzech chłopaków.
- Coś nie tak? - spytałam spokojnie, powracając do rzeczywistości.
- Widzimy Cię tutaj po raz pierwszy i po prostu pomyśleliśmy, że moglibyśmy się przysiąść. - powiedział jeden z nich. Czekałam, aż usłyszę głos w mojej głowie. Cholera, dlaczego wszystko nagle ucichło?
- No wiesz, dotrzymać Ci towarzystwa żebyś nie czuła się samotna. - dodał drugi, chyba po to, aby przypomnieć mi, że powinnam odpowiedzieć.
- Wyglądam na kogoś, kto wymaga jakiejś specjalnej opieki? - zaśmiałam się. Wszyscy się zmieszali i chyba nawet zawstydzili. Chwila. Znajomości, znajomości. - Jestem Cheryl. - wyciągnęłam rękę.
- Jestem Jared. - odezwał się w końcu ten po środku. - A oni to Dylan i Chris. - wskazał na dwójkę kolegów, po czym wszyscy uścisnęli moją dłoń.
- Zaskocz nas i powiedz, że nie przyjechałaś tu na koncert tych śmiesznych chłopców. - ton głosu Chrisa był niemalże błagalny. Nie, przyjechałam tutaj, by odnaleźć siebie i zacząć żyć, bo jestem dziwną, zamkniętą w sobie dziewczynką, która słyszy głosy i rozmawia jedynie z Bogiem. Dobra, wróć na ziemię.
- Jaki koncert? - spytałam zdziwiona.
- No tych.. tego..
- One Direction. - dokończył Jared.
- One Erection? - upewniłam się, powstrzymując śmiech.
- One Direction. - poprawił mnie któryś. Ups, chyba nie ten kierunek.
- Powinnam wiedzieć co to jest? - musiałam mieć naprawdę dziwną minę, bo wszyscy wybuchnęli śmiechem, a zaraz po tym odetchnęli z ulgą.
- Dobra chłopaki, to nie następna fanka. - odezwał się jeden, siadając obok mnie, a ja nadal zastanawiałam się o co im chodzi. Koncert.. Czyli najprawdopodobniej mówili o jakimś zespole muzycznym. Śmieszni chłopcy.. O Zespole, za którym pewnie szaleje tysiące nastolatek.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale nie jestem fanką żadnego zespołu. - powiedziałam szczerze, na co oni posłali mi pytające spojrzenia. - Nie lubię muzyki. - wyjaśniłam. Musiało to zabrzmieć co najmniej, jakbym była jakaś psychiczna. Chris wskazał głową mój szkicownik, a Jared szepnął coś do Dylana i oboje zrobili dziwne miny. No i chyba to wszystko miało być przeze mnie niezauważone. Podążyłam za wzrokiem jednego z chłopców i ku mojemu zdziwieniu, na jeszcze niedawno pustej kartce, ujrzałam narysowanego przeze mnie chłopaka z moich snów. Cholera, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam? Szybko zamknęłam zeszyt i schowałam go do torby.
- To chyba ta... - cholera, nie usłyszałam. - czy jak im tam. - szepnął dość niezrozumiale jeden z chłopaków.
- Przepraszam? - zwróciłam się do niego, mając nadzieję, że powtórzy wypowiedziane przed chwilą słowa.
- Mówiłaś, że nie lubisz muzyki. - Dylan uniósł brwi do góry.
- No i? - wzruszyłam ramionami.
- Nie nadążam. - zaśmiał się jeden, wywracając oczami. Spoko. Jedyne za czym ja do tej pory nadążyłam, to to, że tutejsi ludzie są naprawdę dziwni. Może nie tak, jak ja, ale chyba trochę mi zajmie, zanim pojmę całe te miejsce.
- Powinnam się zbierać. - powiedziałam, zerkając na zegarek. Wstałam z ławki i zarzuciłam torbę na ramię. - Miło się gadało. - tak jakby.
- Może Cię odprowadzić? - zaproponował Jared.
- Czemu nie. - uśmiechnęłam się i wszyscy skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Chłopcy, chociaż sprawili trochę dziwne pierwsze wrażenie, okazali się bardzo mili.
- Czyli od dzisiaj tu mieszkasz? - spytał Chris, kiedy byliśmy już na miejscu. Pokiwałam głową. - Będziesz chodzić do najbliższej szkoły?
- Umm.. - cholera. - Szczerze mówiąc zapomniałam poruszyć z mamą ten temat. - mruknęłam, czerwieniąc się. Musieli mnie teraz uznać za idiotkę. Kto normalny nie wie, do jakiej będzie chodził szkoły? Wszyscy tylko się zaśmiali.
- No to miejmy nadzieję, że się spotkamy. - rzucił jeden. - Do zobaczenia. - pomachałam im na odchodne i weszłam do domu. Po skończonej kolacji, przez długi czas wpatrywałam się w zaczęty przed wyjściem z domu obraz, który również przedstawiał tajemniczego chłopaka. Postanowiłam go dokończyć, po czym położyłam się do łóżka. O dziwo, od razu zasnęłam. Musiałam być naprawdę zmęczona...
- Zaczekaj! - zawołałam za mamą, zamykając drzwi. Kiedy do niej podbiegłam, zaczęła się śmiać, a ja zorientowałam się, że jakoś zimno mi w stopy. Cholera. Jak można zapomnieć o butach? Klepnęłam się w głowę i wróciłam do domu. Kiedy już miałam na nogach czarne conversy, znów skierowałam się do garażu.
- Wszystko wzięłaś? - spytała rodzicielka, uśmiechając się w moją stronę. Pokiwałam głową. - Podwieźć Cię? - zaproponowała, wsiadając do samochodu.
- Nie trzeba, pojadę swoim. - postanowiłam.
- Jesteś pewna? - sama trochę się denerwowałam. - Poradzisz sobie? - spytała troskliwie.
- Nie wiem, ale jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem. Ostatnio szło mi całkiem dobrze, może jednak nie wszystko mi umknęło. - wysiliłam się na byle jaki uśmiech. Mama ucałowała mnie w czoło.
- Po prostu bądź bardziej pewna siebie. - powiedziała na odchodne.
- Miłego dnia w pracy. - pomachałam jej, kiedy odjeżdżała. Odsuwając od siebie wspomnienia, niepewnie wsiadłam za kierownicę. - Uda Ci się, Cheryl. - szepnęłam sama do siebie, ustawiając lusterka. - Zmiany. - dodałam, wyjeżdżając z garażu..
No proszę. Nawet nie było tak źle. Zadowolona z siebie, zatrzasnęłam samochodowe drzwi i analizując mapkę, którą dostałam rano od mamy, skierowałam się w stronę ogromnego budynku. Jednak jeszcze zanim zdążyłam do niego wejść, zderzyłam się z czymś twardym i upadłam z hukiem na podłogę..
Wcale nie jest nudne, mi się podobało. Szkoda, że sama nie mogę się tak często przeprowadzać, lubię poznawać nowe miejsca więc zazdroszczę głównej bohaterce. *-*
OdpowiedzUsuńI gdyby mi ktoś powiedział, że nie lubi muzyki faktycznie pomyślałabym, że jest co najmniej dziwny. :D Ale to sprawia, że Cheryl jest dość "oryginalną" osobą, no bo kto dzisiaj nie słucha muzyki?
Czekam na następny. :)
+ odpowiadając na Twoje pytanie: tak, ale jeśli nie chcesz informować na twitterze, albo na gg to po prostu zrób to w komentarzu.
Nie jest nudno, jest jak zwykle fantastycznie i bardzo mi się podobało. Nie wiem jak można nie lubić muzyki? Czekam na następny i życzę weny <3
OdpowiedzUsuń@___swaggie___
Nie jest nundne,jest wspaniałe *.*
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Nie mogę się doczekać! Świetny pomysł na blog'a, mam nadzieję że jest o Niall'u? <3
DODAJ SZYBKO KOLEJNY x
Zdziwiło mnie trochę to jak powiedziała, że nie słucha muzyku, w końcu kto w tych czasach nie słucha muzyki ? Podoba mi się cały ten rozdział, udał ci się i to bardzo. Jestem ciekawa na kogo tak wpadła, bo to jest interesujące. Ciekawi mnie również kiedy spotka Nialla ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział ;D
Hejka:) Cudowne to jest. To wcale nie jest nudne. Wręcz przeciwni. Wciąga mnie twój blog. Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga: http://opowiadania-klamatynka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń